Gruzja - w poszukiwaniu zaginionego konwoju

Mieliśmy w Gruzji dołączyć do konwoju pomocy humanitarnej prowadzonego przez Jerzego Prawdzica-Ciemnołońskiego, by zrobić film i materiał dziennikarski. Los przewidział inne rozwiązania. Przyszło nam Gruzję poznawać autostopem i na piechotę. W oczekiwaniu na konwój wyruszyliśmy sami na eksplorację tego pięknego i gościnnego kraju. Spotkaliśmy wspaniałych ludzi, zawiązały się przyjaźnie, które trwają do dziś. Gruzja dla mnie stała się jakby drugim domem, do którego tęsknię i o którym piszę, m.in. w felietonach “Kobiety Gruzji”, reportażach i artykułach oraz w nowej książce “Oblicza Gruzji”.

Swanetia – Gruzini twierdzą, że kto tam nie trafił, to tak jakby Gruzji nie widział. Zatem wybraliśmy się w góry swańskie w poszukiwaniu tematu do filmu. Dotarliśmy do Ushguli – wsi zanurzonej w chmurach i mitach, pełnej wież opuszczonych przez wyzwolone księżniczki. ;-) Tam nas zafascynowały i zauroczyły obrazy brata naszego gospodarza – odludka stroniącego od turystów. Spotkanie z Fridonem Nizharadze – malarzem, symbolikiem i wizjonerem, a przy tym pasterzem i kustoszem muzeum – było jednym z ważniejszych w moim życiu. A Dominik w końcu nakręcił swój film dokumentalny, w którym uchwycił maleńki skrawek duszy Fridona.

“Vincent van Gogh uciął sobie ucho, a ja wyrwę sobie oko. Posadzę w nim roślinę. Jak myślicie, będzie rosła? Chciałbym zbudować aquatorium i chronić endemityczne rośliny Kaukazu. Ten świat ginie. To bezmyślne wycinanie drzew. Bez drzew będziemy Nikim…”

“Dochodzę do tego, że to nie rzeczywistość, a przywidzenie… Przyszliśmy na ten świat w gości. Tymczasowo. Na krótką chwilę. To przywidzenie… to sen.”
Fridon Nizharadze